wtorek, 13 października 2020

Książki na wagę!

 Kilka miesięcy temu natknęłam się na interesującą aukcję na Allegro, jej przedmiotem były książki sprzedawane na wagę. Zaintrygowana kliknęłam, przeczytałam szczegóły, zakochałam się. Dziś opowiem wam o moich doświadczeniach związanych z tymże zakupem. Dla wszystkich zainteresowanych, tutaj też znajdziecie link do aukcji na Allegro  jak i oficjalnej witryny internetowej.

Co wiadomo o aukcji?

Pierwsza i najważniejsza rzecz to cena, za kilogram zapłacimy 10 zł. W zależności od grubości, rodzaju  okładki itd., na jeden kilogram składać się może 3-5 egzemplarzy. Co daje nam cenę  ok. 2-3,5 zł za sztukę.

Od sprzedawcy dowiemy się, iż książki pochodzą ze zwrotów, końcówek serii, wystaw itp., dodatkowo tu zostajemy poinformowani, że niektóre książki mogą mieć drobne ślady i uszkodzenia, takie jak naderwana okładka. I jeżeli nawiedza was teraz wizja opasłych koszy z tomiszczami  w supermarketach to bardzo słusznie, ponieważ w dużej mierze to własnie one, niesprzedane i niechciane trafiają do naszego sprzedawcy.

Następna istotna informacją jest taka, iż możemy nieco wpłynąć na treści jakie dostaniemy, wybierając jedną lub kilka kategorii zaproponowanych przez sprzedawcę. Nie mniej, nie możemy żądać tytułów, autorów itd. Kategorii mamy 10 i są to kolejno : książki dla dzieci, literatura, turystyka, biznes - ekonomia - prawo, książki w języku angielskim, poradniki (dom, zdrowie, ogród), albumy, religia, edukacja i kolorowanki antystresowe. Niestety wszyscy fani konkretnych gatunków literackich będą tu zapewne ubolewać, ponieważ nie mamy możliwości precyzowania gatunku, co oznacza, że możemy dostać zarówno tomik poezji jak i porywający kryminał, zarówno nieznanego jak i znanego autora. Wszystko w rękach osoby kompletującej zamówienia. Inaczej sprawa ma się w przypadku książek dla dzieci, sprzedawca daje nam możliwość umieszczenia w zamówieniu informacji na temat płci i wieku dziecka.

Opinie są ważne.

Oczywiście, zanim odważyłam się kupić "kota w worku" sięgnęłam wgłąb internetu, jak zapewne uczyniłaby większość z was. Przeważające opinie jakie zobaczymy zarówno pod aukcją na Allegro jak i na oficjalnej stronie są pozytywne. Kilka wypowiedzi sugeruje rozczarowanie, szczególnie w kwestii książek dla dzieci i tych z działu literatury. Nie możemy zaprzeczyć, iż z tych opinii wynika, że niezadowolenie to tylko i wyłącznie kwestia gustu, ponieważ sprzedawca wysyła towar zgodny z zamówioną kategorią. 

No i zamówiłam... 

Przy pierwszym zakupie postanowiłam omijać literaturę szerokim łukiem, bojąc się rozczarowania i świadomości źle wydanych pieniędzy. Za bezpieczne uznałam kolorowanki antystresowe i poradniki, dodatkowo postanowiłam zamówić coś dla chrześniaka. W głowie powtarzałam sobie, że jeśli książki mi się nie spodobają, zawsze będę mogła je pooddawać znajomym czy rodzinie zarówno z okazji jak i bez.

Z 4 kg około połowę stanowiły książki dla dzieci. Nie mam ich już w swoim posiadaniu, ostatni raz widziałam je ponad pół roku temu, nie pamiętam wszystkich tytułów, więc tylko na szybko je omówię. Kilka z nich przyszło w twardej oprawie, kilka w miękkiej. Co ciekawe były to siostrzane pozycje z 2 serii. Niestety tu konkretne opowiastki powtarzały się, co prawda w innych zestawieniach, z innymi ilustracjami i opowiedziane w nieco odmienny sposób. Dla zobrazowania dorzucam zdjęcia okładek niektórych z nich. 

Z kolorowanek byłam ogromnie zadowolona. Zamawiając liczyłam na książkę w stylu "Zniszcz ten dziennik" i dostałam "Bałagan" tej samej autorki oraz kolorowankę "Gra o tron".





Poradniki, a właściwie jeden bardzo mnie zaskoczył. "Przepisy na szczęście" od Mai Sobczyk, która na swoim koncie ma już bestseller. Z pewnością napiszę recenzje przepisów właśnie w niej zawartych, a może i całej książki. Dodatkowo otrzymałam dwie znacznie  mniejsze, ale jakże urocze pozycje: "Pomidor" i "Cebula".





Drugie zamówienie i nuta rozczarowania...

Urzeczona pozycjami z pierwszego zamówienia byłam gotowa zamówić więcej od razu, ale po co? Odczekałam kilka miesięcy, nawet zapomniałam o książkach na wagę i nagle wspomniał o nich mój chłopak. Nie było litości, tym razem padło na literaturę, żeby zagwarantować sobie ewentualną nagrodę pocieszenia skusiłam się na poradniki, które poprzednim razem przypadły mi do gustu. Łącznie 5 kg szczęścia dotarło do mnie po kilku dniach. Paczkę ledwo udało mi się wyjąć z paczkomatu, naszarpałam się, porwałam pudełko, ale uwolniłam własność z metalowej klatki, po czym, pędem ruszyłam do domu. Pierwsze wrażenie po otwarciu nie było najlepsze, ale obyło się bez tragedii. Nie będę się rozpisywać, wszystkie tomy zamieszczam na fotkach, popatrzcie i oceńcie sami. Na pierwszy rzut oka ciężko mi zaklasyfikować niektóre pozycje między wspomniane kategorie, może sprawa nieco się wyjaśni po lekturze. 





Jak wspomniałam w tytule, byłam nieco rozczarowana, ponieważ nie przepadam za literaturą faktu, ani twórczością polską. Z wszystkich otrzymanych książek z pewnością najbardziej zadowolona jestem z "Krzyku Icemarku" jako zagorzała fanka fantastyki. Kolejna na liście "do przeczytania" pozycja to "Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć", tytuł początkowo mnie odrzucił, ale po przeczytaniu tyłu okładki i fragmentu książki, zmieniłam zdanie.  Poradniki okazały się mniej krzykliwe i nie kulinarne (przynajmniej nie wprost), aczkolwiek dość użyteczne. 

Przyznaję, że po większość z nich nie sięgnęłabym w księgarni w celu przeczytania opisu, a już na pewno bym ich nie kupiła, ale warto wyjść czasem ze strefy komfortu. Od dłuższego czasu przeżywam swego rodzaju zmęczenie materiału, czytając kolejne powieści fantastyczne czuję, że czytam ciągle to samo, toteż dla odmiany spróbuję czegoś nowego. 

Reasumując...

Czy kiedyś jeszcze kupię książki na wagę? Z pewnością! 

Czy ponownie sięgnę po książki z kategorii "literatura"? Bardzo możliwe.

Czy uważam, że zakup jest korzystny? Owszem.

Czy polecam KSIĄŻKI NA WAGĘ? Tak, tak, tak!


Na do widzenia dodam tylko, że pierwotne ceny książek połączyłam w jedną ogromną sumę. Zakładając, że nie wszystkie miały nadrukowane ceny, a co do pozostałych internet sugerował różne kwoty, nie jest ona konkretna, mieści się w przedziale 600 - 700 zł. Oczywiście zakładając późniejsze promocje kwota ta  mogłaby być mniejsza, niemniej muszę podkreślić, że łączna suma jaką wydałam (nie uwzględniając przesyłki) to 90 zł.


Tyle na dziś i do następnego "przeczytania"!

środa, 7 października 2020

Gdy wegetarianizm to zbyt duży krok...

Odnoszę wrażenie, iż temat wegetarianizmu pojawia się wszędzie: w telewizji, na portalach społecznościowych, w reklamach, książkach i nawet na sklepowych witrynach. Zaraz obok niego zobaczymy weganizm, diety bez cukru, bez glutenu, bez laktozy i wiele innych.  O ile sporo osób niektóre z powyższych traktują jako konieczność ze względów zdrowotnych, tak cała masa, szczególnie młodych ludzi, zmienia nawyki żywieniowe z powodów tak rozmaitych, że nawet nie będziemy się nad tym zanadto rozwodzić. 

Dlaczego piszę o czymś, o czym możecie przeczytać na milionach blogów i to w różnych językach, poradnikach, i jak już ustaliliśmy wcześniej, wszędzie? Ano dlatego, iż ostatnio doznałam pewnego olśnienia na temat niekoniecznie oczywisty, a z dietetyką związany. 

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż słowo "mięso" nie mając zbyt wielu zamienników, będzie pojawiać się dziś dość często. W związku z tym, proszę o wyrozumiałość i potraktowanie z przymrużeniem oka zasady, głoszącej o niepoprawności polegającej na powtarzaniu słowa w sąsiednich zdaniach. Dziękuję. ;)


Nacisk społeczny i przynależność do grupy.


Słyszeliście określenie "jak nie ma Cię na Facebooku, to nie istniejesz"? Hasło już dość stare, ale idealnie ukazuje podejście mas do jednostki. Chodzi tu o publiczną presję, by każdy z nas określił się, tym samym dobrowolnie upychając w odpowiednio zatytułowaną szufladkę. Odpuszczę sobie monolog na temat słuszności tej samozwańczej idei, gdyż to złe ziarno wzrasta z nami od korzeni, tak, że trudno zdecydować czy jest czymś odrębnym czy już częścią nas samych. 

Pewnie głowicie się, po co o tym wspominam, a odpowiedź jest dość prosta; zwyczajnie chcę ułatwić wam werbalne określenie się względem spożywanych przez was posiłków. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego wpisu będziecie z dumą mogli mówić, iż jesteście na konkretnej diecie, nawet jeśli świat twierdzi inaczej. 

Gdy nie chcesz być ignorantem...


Jak już słusznie zauważyliśmy społeczeństwo wywiera ogromny wpływa na nasze postrzeganie siebie. Kluczowym jest ustalenie, czy uwiera was myśl niedopasowania. Jeśli presja otoczenia staje się zbyt duża, a chcielibyście zabłysnąć w grupie jako nowocześni i dbający o swoje ciało, ale znane wam trendy wydają się zbyt radykalne, to mam dla was kilka nienagłośnionych rozwiązań. W trakcie lektury może uświadomicie sobie, że już praktykujecie niektóre z nich.

Wegetarianizm czyli co?


Powyższe pojęcie jest tak powszechne, że wydawałoby się, iż nie potrzebuje komentarza, ale próbując dogłębnie zrozumieć istotę rzeczy, będziemy zagłębiać się w oczywistości. Posiłkując się wiedzą zawartą we współczesnej encyklopedii (czyt.Wikipedia) dowiemy się, iż wegetarianizm, zwany także jarstwem, jest "świadomym i celowym wyłączeniem z diety mięsa, ryb i owoców morza [...] produktów pochodzenia zwierzęcego [...] takich jak smalec lub żelatyna". 

Sytuacja byłaby klarowna, gdyby nie fakt, że możemy do owych "zakazów" podejść wybiórczo lub też dodać kilka restrykcji od siebie. Naginanie zasad owocuje mnogością pojęć, na tym właśnie się skupimy.

O krok przed warzywami.


Jeśli rozważasz przejście na wegetarianizm, ale lubisz sobie czasem zjeść mięsko, jest pewna furtka dla Ciebie. 

W zależności od tego, czy mięsiwo ograniczasz ilościowo, czy rodzajowo znajdziemy na to inne określenia. 

Jeśli starasz się jeść go  mniej (np. raz w tygodniu) lub uzależniasz to od okazji, takich jak grill u znajomych, wesele, obiad u teściowej, to nazwiemy to fleksitarianizmem.

Z kolei, kiedy konsumujesz tkanki pochodne tylko niektórych zwierząt mówimy o semiwegetarianizmie. Założenie jest takie, że należy wyeliminować całkowicie mięso czerwone, co daje nam możliwość delektowania się mięsem białym. Tu po raz kolejny dochodzi do podziału. Nie ma mowy o mięsie królika i cieląt (różni eksperci niejednokrotnie zaliczają cielęcinę do mięs czerwonych),  a tylko drób i ryby. Ci, którzy ograniczają się do konsumpcji kurczaka (przy nagięciu tej zasady dodamy też inny drób, ale należy zwrócić uwagę na nazewnictwo, gdyż pollo z łaciny, oznacza "kurczak") stosują dietę pollowegetariańską. Natomiast, miłośnicy owoców morza, wpasują się w pojęcie pescowegetarianizmu. 

Wariacji ciąg dalszy.


Sytuacja staje się bardziej pogmatwana przy ciągłym spożywaniu mięsa i eliminacji produktów odzwierzęcych. Za przykład posłuży nam zawzięty, rybożerny osobnik wyrzekający się nabiału, jajek, miodu itd., to zjawisko nazywamy pescoweganizmem

Analogicznie, polloweganinem nazwalibyśmy osobę jedzącą drób, ale nie produkty odzwierzęce, lecz tu pojawiają się pewne wątpliwości. O ile w przypadku pescoweganizmu możemy próbować "przymknąć oko" na zasadność tego pojęcia, tak irracjonalnym jest zgadzanie się na ubój kury dla jej mięsa i jednoczesne utrzymywanie, iż spożywanie jajek jest niemoralne. Nie wiem, czy osoby zaliczające się do tej grupy odrzucają tylko część produktów odzwierzęcych, pochodnych od zwierząt hodowanych na mięso czerwone, czy w jakiś przedziwny, nielogiczny dla mnie sposób, wyrzekają się wszystkiego z przedziału "odzwierzęce". Przeszukując internet wzdłuż i wszerz nie znalazłam szczegółów dotyczących tejże diety, niemniej pojęcie "pollowegan" jest realne, zainteresowanych odsyłam na Instagrama pod #pollovegan. Cóż, może nie chodzi tu o logikę, a same walory smakowe.

Na koniec.


Należy pamiętać, iż żadna z wymienionych w tym podrozdziale diet nie jest wegetariańska ani wegańska, choć ich nazwy mogłyby sugerować co innego. Pamiętajmy o najważniejszej zasadzie niespożywania mięsa przy wegetarianizmie i dodatkowo produktów odzwierzęcych przy weganizmie. Te o których mówiliśmy, są ich mniej rygorystycznymi wersjami, dla opornych i wciąż mięsożernych.

Tak oto przebrnęliście przez mój nomenkulaturalno - społeczno - dietetyczny wywód. Oczywiście mogłabym jeszcze długo pisać, dodając do spisu diety te umieszczone gdzieś miedzy wegetarianizmem, a weganizmem. Zatrzymam się jednak tutaj. W przyszłości skupimy się na diece pescowegańskiej, gdyż tą od niedawna praktykuję.


Miło mi jeśli wytrzymaliście do końca. Do następnego "przeczytania"!

środa, 30 września 2020

Witajcie! Oto jestem.

Za sprawą nieznanych nam sił rządzących tym światem, a może przez przypadek trafiliście do mojego małego wirtualnego kąta. Zapraszam! Rozgośćcie się, zaparzcie ulubioną herbatę, usiądźcie wygodnie i pozwólcie, że powiem kilka słów o sobie. 

Kolorowy Świat Gabsthein, czyli jak to wszystko się zaczęło.

Chyba każdy z nas w swoim życiu, choć raz pomyślał o założeniu bloga, kanału na YouTube bądź profilu w mediach społecznościowych, za sprawą którego mógłby pokazać się światu i "przemawiać" do ludzi. O ile chęć wyrażenia siebie towarzyszyła mi od najmłodszych lat, tak wystąpienia przed masami wprawiały mnie w stan zamrożenia. Pełna obaw przed krytyką i niepewna tego, co chcę powiedzieć i czy ktokolwiek będzie tym zainteresowany, wielokrotnie odsuwałam od siebie myśl o pisaniu w internecie.

Co się zmieniło?


Tygodnie zmieniały się w miesiące, miesiące w lata, a cichy głosik w mojej głowie nie przestawał szeptać. Pewne banalne stwierdzenie uderzyło mnie z pełną świadomością: "Jeśli nie zrobisz tego teraz, to za kilka dni czy miesięcy znów będziesz o tym myśleć stojąc w miejscu. Jak zrobisz to teraz, za rok zobaczysz wyniki". A ja nie chcę być uboższa o doświadczenia i wiedzę "nabyte po drodze", za rok chcę czuć progres. Wielokrotnie natomiast byłam rozczarowana własną osobą, za brak odwagi, za słabą motywację. Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ja właśnie go robię. Czy przerodzi się on w powolny spacer, czy raczej maraton? Czy gdzieś mnie to zaprowadzi? Nie wiem, i to jest właśnie najpiękniejsze. 

O czym będę pisać?


Nie ukrywam, że w mojej głowie jest masa pomysłów. Chcę jednak skupić się na kilku większych tematach i sporadycznie wrzucić wpis niezwiązany z myślą przewodnią. 

Mogę was zapewnić już teraz, że jeśli interesuje was zdrowy styl życia i książki, to z pewnością znajdziecie tu coś dla siebie. Bez wątpienia przeczytacie o ziołach i ziołolecznictwie, dietach i przepisach.  Co do książek spodziewajcie się recenzji raczej mniej znanych autorów. Mam nadzieję, iż sporadycznie uda mi się wrzucić własne teksty, a i to może z czasem zaowocuje.

Trzymajcie się cieplutko i do następnego "przeczytania"!

Książki na wagę!

  Kilka miesięcy temu natknęłam się na interesującą aukcję na Allegro, jej przedmiotem były książki sprzedawane na wagę. Zaintrygowana klikn...